sobota, 16 lutego 2013

Ze ślubem, czy bez?...

Ewa i Sławek są ze sobą dłużej, niż my jesteśmy małżeństwem, czyli więcej niż 30 lat. Mieszkają razem trochę mniej, bo dopiero od czasu, gdy Sławek dostał służbowe mieszkanie. Dziś takie wspólne zamieszkanie to prawie bułka z masłem; jeśli robi się szum wokół związków partnerskich, to częściej ma się na myśli te "jednopłciowe", niż spowszedniały już wolny związek mężczyzny i kobiety. Wtedy jednak to była jeszcze "duża rzecz" - grzeszna i zakazana, toteż znajomi po kolei nagabywali Sławka, co też zamierza z tym fantem zrobić.(Sławka - bo tajemnicą poliszynela było, że Ewa nie protestowałaby przeciwko ewentualnym krokom formalnym, ale Sławek nie proponował). Zwłaszcza dziewczyny martwiły się ewentualnym przyszłym losem Ewy, gdyby - nie daj Bóg - coś się stało. Jako przestrogę przytaczano zazwyczaj historię Joli. Ona także zamieszkała ze swoim jedynym bez ślubu. Mieszkanie było własnością jego mamy i dopóki żyła i  mieszkała z nimi, nie zgadzała się na żadne zmiany w papierach. Meblowali się jednak po swojemu, obydwoje zarabiali i wspólnie kupowali domowe sprzęty. Kiedy mama zmarła, postanowili zrobić porządek, wykupić mieszkanie jako wspólną własność. Zabierali się do tego powoli, mieli przecież tyle czasu....Niestety, jak się wkrótce okazało, nie aż tyle - któregoś ranka Jola zorientowała się, że jej mężczyzna już się nie obudzi...
Spółdzielnia mieszkaniowa dała jej nawet sporo czasu na opuszczenie mieszkania. Dalsi krewni nie byli aż tak "hojni" - kazali wynosić się natychmiast i nie ruszać niczego, bo przecież nic tu nie było jej!
Mimo tych przestróg Sławek był nieugięty - żenił się nie będzie! Kiedyś, w przypływie szczerości i w wielkim zaufaniu powiedział mi, że Ewa nie jest tą jedyną, którą rad by widzieć u swego boku. Do wymarzonego ideału jeszcze tego i owego jej brakuje, a może kiedyś taki ideał pojawi się na jego drodze, więc lepiej się nie wiązać...
No cóż, lata lecą, wymarzony ideał jakoś się nie pojawił, znajomi przywykli, a i czasy bardzo się zmieniły. Ewa i Sławek są ciągle razem. Ona poświęciła się całkowicie domowi, choć zamiast dzieci mieli tylko psa i kota - po prostu któregoś dnia zrezygnowała z pracy, z której nie była zadowolona i już nie szukała innej. On z kolei ucieka w pracę, gdzie bywa niezastąpiony do późnych godzin wieczornych, a nawet w dni wolne, czy w czasie urlopu. Kiedy są razem, kłócą się zażarcie o wszystko - czasem mam wrażenie, że to działa na zasadzie: jak jedno powie czarne, drugie natychmiast uzna, że białe. Nieważne, czy którekolwiek ma rację - bywają męczący nie tylko dla siebie nawzajem, ale i dla całego otoczenia.

Czasem tak sobie myślę, że gdyby się kiedyś pobrali, dawno już byliby po rozwodzie. A tak, tkwią przy sobie siłą - czy ja wiem - przyzwoitości?  Jak widać, bez ślubu może wcale nie być łatwiej rozejść się w dwie różne strony!

3 komentarze:

  1. Nie wyobrazam sobie zycia pod jednym dachem w atmosferze ciaglych awantur. I slub czy nie, odeszlabym po drugiej awanturze. Sama nie podnosze glosu, ale tez nie pozwalam zeby ktos na mnie krzyczal. Za pierwszym razem jest ostrzezenie, ale drugi raz jest ostatni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie są awantury i krzyki, bardziej udowadnianie sobie nawzajem swoich racji, tego, kto jest górą, wzajemne złośliwości. Czasem myślę, że im tak pasuje. Nieważne, bardziej chodziło mi o to, co w tytule - tzn. czy ślub ma wpływ na jakość związku. Czy dziś jest potrzebny? (pomijając kwestie religijne)

      Usuń
  2. Dziwi mnie zawsze ta chłodna kalkulacja w związku. A może trafię na ideał. A gdyby zacząć od siebie z pytaniem - czy sam jestem ideałem?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń