Opowiadania

                                 MIŁOSNY TRÓJKĄT 4

Tymczasem Heinrich wyjeżdża, lato szybko mija, a w listopadzie rodzi się kolejny dziedzic Krokowej - Ekhard Heinrich. To Marianna uparła się na to drugie imię, uparła się też, by to brat męża trzymał małego do chrztu. Niestety, nie było widoków na jego szybki przyjazd. Święta upłynęły cicho, a z powodu niewesołych wieści z frontu, panował nastrój przygnębienia. W końcu stary hrabia oprócz Heinricha miał na froncie także najmłodszego syna, Ulricha.
Dopiero luty, z urodzinami Reincholda i chrzcinami dziecka, przynosi trochę radości. Po raz pierwszy i chyba ostatni tej wojny spotykają się rodziny von Krockow, von Below, von Finkenstein, von Grass i von Keyserlinck. Jest wreszcie tak, jak bywało w rodzinnym pałacu Marianny - hucznie i mimo wojny, wesoło Są bale, polowania i kuligi. A przede wszystkim jest Heinrich, któremu w tańcu można bezkarnie patrzeć w oczy, którego można słuchać bez końca, z którym można do woli spacerować po ośnieżonym parku, podczas kiedy mąż zajęty jest sprawami gospodarskimi.. Ale, choć zajęty, coraz większa zażyłość brata i żony nie uchodzi jego uwadze. A może to służba, życzliwa swemu panu i niechętna niemieckim obyczajom wprowadzanym przez panią, szepnęła słówko? Reinhold wie, że tak naprawdę nie może bratu nic zarzucić, że honor nie pozwoliłby mu przekroczyć tej cienkiej granicy. Ale po wyjeździe gości atmosfera robi się ciężka. Tym bardziej, że przebywający jeszcze na urlopie Heinrich co i rusz sprowadza do Krokowej oficerów SS z Gdańska i okolic na niekończące się biesiady. To nie podoba się także staremu hrabiemu.
- Jesteś na urlopie, mógłbyś odpocząć trochę od mundurów - atakują go - Po co ściągasz ich nam na głowę? I bez tego przesiadują tu zbyt często!
- To niemiecka ziemia. Musimy żyć w zgodzie z tymi, którzy jej bronią. Kiedy wojna się skończy, będą pamiętali, kto był z nimi, a kto przeciwko.
- Zapominasz, z kim chodziłeś do szkoły, z kim przyjaźniłeś się w dzieciństwie? To oni mają być teraz twoimi wrogami? A czy ty wiesz, co twoi nowi przyjaciele z nimi robią, co mnie każą tu robić? Walczyłem z tymi Kaszubami ramię w ramię, a teraz mam ich niszczyć?
- Zapominasz, dzięki komu wyszedłeś z niewoli. Poręczyłem za ciebie, a dziś dalej muszę świecić za ciebie oczami. Jeśli nie podoba ci się to, co robisz tutaj, idź na front. Tam będziesz miał godnego przeciwnika. Chyba tym razem zgodzisz się ze mną, że tą czerwoną zarazę trzeba powstrzymać i wytępić, bez tego wojna się nie skończy. A jak się skończy, zajmiemy się też tymi, którzy nie powinni nigdy nosić niemieckiego munduru.
- Mam iść z wami walczyć, po tym, jak walczyłem w polskim mundurze? Mam zostawić rodziców, babcię, żonę? Nie wystarczy, że was dwóch jest na froncie? Pomyślałeś, co się z nimi stanie, jeśli wszyscy zginiemy? A może o to ci chodzi - żebym ja zginął, a ty wtedy bez przeszkód zajmiesz się moją żoną?
- Twoja żona bardzo sobie ceni etos niemieckiego rycerza. Pomyślałeś, jak się czuje, widząc cię tak miękkim i niemęskim? Może czas już skończyć z tymi sentymentami? Kiedyś lubiłeś się pojedynkować i nie cofałeś się przed szablą nawet o krok.
- To było szczeniackie i głupie. Dorosłość to odpowiedzialność za bliskich, za powierzoną ziemię. Szkoda, że ty ciągle tego nie rozumiesz i wolisz bawić się w wojenkę, która nikomu nie przyniesie chwały!
- Nie kłóćcie się - łagodzi Doering - zawsze byliście zgodni. I pamiętajcie, że fronty się przetaczają, a my tu tkwimy, jak dęby, które mocno wrosły korzeniami w ziemię. Zostaniemy tu, niezależnie od tego, czyja będzie ta ziemia i zostaną dookoła nasi sąsiedzi. Trzeba, żeby nie wpominali nas źle.
Podsłuchana rozmowa zaskakuje Mariannę. Do tej pory żyła chwilą, dawała się prowadzić nastrojom, nie zastanawiając się głębiej nad swoim postępowaniem. Słowa Heinricha uświadomiły jej, jak bardzo go podziwia i jak nudny wydaje się jej mąż z tymi swoimi obowiązkami i powinnościami. Ale to aż tak widać? Jako dobra niemiecka żona powinna się bardziej postarać! Trzeba będzie trochę ograniczyć kontakty z Heinrichem - pomyślała.
Okazało się to łatwiejsze, niż przypuszczała. Nazajutrz Heinrich oznajmił, że musi wracać na front. Poprosił Mariannę o ostatni spacer, a ona nie potrafiła mu tego odmówić. Kto wie, kiedy się znowu zobaczą?
Długo spacerowali alejkami parku milcząc. Żadne z nich nie umiało odezwać się pierwsze. Wreszcie Heinrich chwycił ją za ręce, zmuszając, by się zatrzymała i odwróciła do niego.
- Marianno - mówił cicho - jest wojna. Nie wiadomo, co każdemu z nas pisane, dlatego nie chcę rzucać słów na wiatr i nie chcę, byś ty mi cokolwiek przyrzekała. Ale możesz być pewna, że jeśli przeżyję, wrócę i wtedy poproszę cię o jeszcze jedną rozmowę. I jeszcze jedno mogę ci obiecać - gdziekolwiek bym nie był, zawsze możesz na mnie liczyć. Gdyby cokolwiek złego się działo, masz mi zaraz dać znać, pamiętaj!
A teraz już wracaj, zmarzłaś. Zostaw mnie tu samego.
Marianna ze ściśniętym sercem biegnie do zamku. Po raz pierwszy uświadomiła sobie, że wojna to nie tylko bohaterstwo i splendor; to także śmierć. I że może Heinricha nigdy więcej nie zobaczyć. Z okna pokoju widziała jeszcze, jak pędzi na swojej ukochanej Amandzie w stronę Pańskiego Wzgórza - na ostatnią przed wyjazdem przejażdżkę.
Wieczorem Heinrich wyjechał i nic już nie przeszkadzało Mariannie wytrwać w postanowieniu bycia dobrą żoną. I choć pozornie życie toczyło się jak dawniej, nic tak naprawdę już takie samo nie było. Wszyscy chyba zdawali sobie z tego sprawę, mimo to nikt nie mówił tego głośno. Reinhold ponury wykonywał swoje codzienne obowiązki, milcząca Marianna zdawała się nieobecna duchem, a wieczorami z radia płynęły groźne komunikaty z nieznanymi wcześniej nazwami: łuk kurski, Dniepr, Smoleńsk...
Było już po sianokosach, kiedy pobladły Reinhold zakomunikował rodzinie:
- Nasz rządca, Orzeł, dostał powołanie do wojska. Próbowałem mu załatwić odroczenie, jeszcze przecież nie zakończyły się żniwa, ale nic z tego nie wyszło. Zdecydowałem się zgłosić zamiast niego.
- Synu, co ty robisz! Masz syna, rodzinę, o którą musisz zadbać. A i w majątku bardziej jesteś potrzebny niż rządca.
- Moim synem w razie czego ma się kto zaopiekować. W majątku pomoże wam też Albrecht, już z nim rozmawiałem. A Orzeł zostawiłby piątkę dzieci i żonę bez opieki. Więc nie próbujcie mnie przekonać, bo moja decyzja jest ostateczna. Zresztą, niektórzy chyba od dawna na nią czekali - spogląda przeciągle na żonę.
Marianna nie wie, co ma o tym myśleć. To prawda, od dawna chciała zobaczyć w mężu bohaterskiego niemieckiego żołnierza, ale teraz okaże się, że to przez nią Reinhold idzie na wojnę. I jeszcze te okoliczności - zastępstwo za jakiegoś Polaczka....
W ostatni wieczór przed wyjazdem Reinhold odwiedza sypialnię Marianny
- Mam nadzieję, żono, że gorąco pożegnasz niemieckiego oficera odjeżdżającego na front? Spełnia się wreszcie twoje marzenie!
I cóż można odpowiedzieć w takiej sytuacji?
Tej nocy została poczęta Sybilla Barbara.

                                                           *   *  *

Kiedy przychodzi urzędowe pismo zawiadamiające o śmierci grafa Reinholda, pochowanego gdzieś nad zatoką Fińską, Marianna jest już "na ostatnich nogach". Choć nikt nic nie mówi, dobrze wie, że teściowie mają do niej ciche pretensje o wyjazd syna. Ona sama nie ma siły udawać, że się martwi, ale też specjalnie się nie cieszy. Obsesyjnie powraca wciąż jedna myśl - co z Heinrichem?
Niedługo po urodzinach córki doczekała się wreszcie - młodszy z braci wpadł na chwilę do domu, pocieszyć rodziców. Marianna witała go tak radośnie, rzucając mu się na szyję, że nikt już nie miał wątpliwości o stanie jej uczuć. Także Heinrich nie chciał już dłużej udawać
- Jesteś moja, nie martw się o nic. Zaopiekuję się tobą, teraz już wszystko będzie dobrze.

Nie było. 20 sierpnia 1944 roku ciało Heinricha przywieziono do Krokowej z Litwy. Spod zamku do kościoła trumnę na lawecie ciągnęły trzy pary czarnych koni, a za trumną dostojnie kroczyła Amanda w pełnej gali.


https://picasaweb.google.com/twojaksiazka/KrockowKrokowscy#5162939183140563330

Marianna była jak skamieniała. Nie była w stanie normalnie myśleć, w głowie kołatało jej się tylko wciąż jedno zdanie: Przynajmniej ma prawdziwy pogrzeb...
Jej mąż, Reinhold, takiego pogrzebu nie miał. Nie wiadomo nawet, gdzie został pochowany.Ale teraz już nic nie miało znaczenia. Ani pełne żalu spojrzenia teściów, ani przyszłość własnych dzieci. Ona przyszłości już nie miała. Wraz ze śmiercią Heinricha jej świat się skończył. Najchętniej wyjechałaby z Krokowej jak najszybciej, ale przecież trwała wojna.
11
listopada Albert Forster wydał zezwolenie na wyjazd do Niemiec członkom rodzin urzędników. Z tego prawa skorzystała Marianna. 29 stycznia 1945 roku wyjechała z Krokowej z dwójką małych dzieci,
udając się do pałacu Keyserlingków, a stamtąd do Berlina. Wyjeżdżając, nie oglądała się za siebie. Krokowa stała się dla niej miejscem przeklętym. Wiedziała, że nigdy tu nie wróci i nigdy nie przypomni nikomu, że jej syn jest prawowitym dziedzicem tych dóbr. Bo choć krokowska krypta była grobowcem najukochańszego mężczyzny jej życia, była także cmentarzem jej nadziei.





MIŁOSNY TRÓJKĄT 3

Pierwsze miesiące ciąży były dla Marianny dość męczące i trudne. Większą część tego okresu spędziła w łóżku, nie bardzo wiedząc, co dzieje się na zamku. Kiedy wreszcie wstała, natknęła się na scenę zupełnie niezrozumiałą - jej mąż, w mundurze polskiego oficera stoi przed lustrem, w ręku trzymając mundur niemiecki.
- To jakaś maskarada? Czemu się tak przebrałeś? - pyta zaskoczona.
- To mój mundur. Kiedyś byłem Polakiem - odpowiada posępnie Reinhold.
- Zawsze byłeś Niemcem, a to jakieś mrzonki, którymi nie warto zawracać sobie głowy - zaperza się Marianna - powiem pokojówce, żeby go spaliła.
- Nie zrobisz tego - twardo mówi Reinhold - moimi rzeczami zajmie się Gertruda, jak zawsze. A ty więcej o tym nie myśl!
Nie wracają więcej do tego tematu, ale Mariannie trudno przestać o tym myśleć. Zagląda ukradkiem do szafy męża i widzi obydwa mundury, przedzielone innymi ubraniami. Zaczyna dyskretnie przyglądać się codzienności na zamku. Reinhold w ciągu dnia często znika w niemieckim mundurze, podobno wykonuje w okolicy jakieś rozkazy przełożonych. Zresztą do Krokowej co i rusz wpadają oficerowie SS - ponoć z towarzyską wizytą, ale widać wyraźnie, że zarówno mąż, jak i stary hrabia z trudem tolerują te wizyty. A Reinhold po powrocie ze swych zadań chodzi ponury jak noc. Zdaje się nie pamiętać, że ma młodą żonę, w dodatku oczekującą potomka, której należałoby się trochę uwagi i troski. Na jej narzekania odpowiada, że przecież jest otoczona rodziną i służbą, a on ma na głowie cały majątek i musi zabezpieczyć byt nie tylko jej, ale także rodzicom i siostrze. Rzeczywiście, każdą wolną chwilę spędzał z rządcą i ojcem w polu i stajniach.
W tej sytuacji wiadomość o niespodziewanym przyjeździe Heinricha wydaje się wybawieniem od wiejskiej nudy. Szczęśliwi rodzice postanawiają wyprawić mu przyspieszone urodziny - w końcu nie wiadomo, kiedy znów go zobaczą. Marianna bez konsultacji z kimkolwiek sprowadza z Finkenstein jedną z najlepszych klaczy jako prezent urodzinowy.
- To nie był dobry pomysł - po raz pierwszy teściowa postanowiła się wtrącić - Myślę, że zrobiłaś dużą przykrość Reinholdowi. Konie to jego hobby, w końcu to on był w kawalerii. Heinrich kocha się w samochodach!
- Ułańska fantazja! - mruczy zjadliwie Marianna - chyba czas wreszcie o tym zapomnieć.
A jednak Heinrich jest Amandą zachwycony.
- Szkoda, że nie możesz teraz jeździć konno - mówi - zabrałbym cię  na parę wycieczek po okolicy.
Konno nie można, ale za to spacery po parku stają się ich codziennym zwyczajem. Marianna już od rana wyczekuje ich niecierpliwie, Czy tylko dlatego, że to on jedyny zajął się nią tak serdecznie? A może tylko z nim znalazła naprawdę wspólny język? Heinrich opowiada bratowej o założycielce parku, Luizie. Czasem wspomina też swoich żołnierzy, mówiąc o nich z prawdziwą dumą i podziwem. Marianna jest pod wrażeniem:
- Oto prawdziwy niemiecki oficer - myśli.
- Dlaczego właściwie ty nie walczysz? - atakuje męża - chyba wszyscy mężczyźni w sile wieku są już na froncie!
- Chyba nie wszyscy. Mam tu inne zadania. Ktoś musi zadbać o zaopatrzenie dla tych żołnierzy, a i dla was także.
- Masz przecież rządcę - oponuje  Marianna
- Sam rządca nie da sobie rady. Ktoś powinien nad nim czuwać. Ojciec jest już stary, a Albrecht ma pod opieką babcię. Ale miło wiedzieć, że nie chcesz mnie już widywać.
- Jesteś Niemcem, powinnością Niemca jest teraz walczyć, to wszystko! Twój brat dobrze wie, co to jest honor niemieckiego oficera!
- Honor oficera jest zawsze taki sam, niezależnie od narodowości, zapewniam cię. Ale nie wiem, czy jeszcze pamiętacie, co to jest honor uczciwego człowieka - tymi słowami Reinhold kończy ich pierwszą jawną kłótnię.

                                                   * * *


MIŁOSNY TRÓJKĄT  2


Ranek  7 grudnia 1941r był słoneczny, z lekkim przymrozkiem. Ale jaki by nie był - i tak Marianna czuła się najszczęśliwszą panną młodą, stojąc przed ołtarzem swojego kościółka w Finkenstein.

                                              

Powtarzając za pastorem słowa przysięgi, spoglądała zza welonu na swego prawie już męża. Prosty jak struna, jasnowłosy, przystojny - choć wczoraj w mundurze wydał jej się przystojniejszy. Szkoda, że nie chciał włożyć go na ślub. No, ale na codzień na pewno będzie go nosił, już ona o to zadba!
Ceremonia dobiega końca, państwo młodzi odwracają się od ołtarza ...i nagle Marianna potyka się na schodkach. Gdyby nie troskliwe ramię Reinholda, pewnie by się przewróciła. Idzie nieprzytomnie wpatrzona w jeden punkt - tam, w pierwszej ławce, wśród rodziny męża, widzi zwrócone na siebie oczy przystojnego człowieka w mundurze Wehrmachtu, który wydaje jej się lepszą kopią męża. Jeszcze nie wie, że to ukochany brat, Heinrich, ale już przeczuwa, że właśnie przed chwilą popełniła największy błąd swojego życia...


                                  
Swoje wesele pamięta jak przez mgłę. Z kimś tańczyła, z kimś rozmawiała. Robiono wspólne zdjęcia. W tłumie gości czasem mignęła jej sylwetka w mundurze. Miała wrażenie, że usuwa się w cień. A może to ona starała się go unikać?
                      
                                
zdjęcie przedstawiające ślub kuzyna Marianny, księcia Aleksandra zu Dohna Schlobitten z 1926r (zdjęć ze ślubu Marianny brak) ze strony www.slobity.com.pl)

Nocy poślubnej też za bardzo nie pamięta. Czyżby się upiła? Chwilami wydawało jej się, że to Heinricha, a nie Reinholda widziała w swojej sypialni.
Następnego dnia goście zaczęli się rozjeżdżać, Wyjechała też niestety cała rodzina męża, nie chcąc pozostawiać majątku na dłużej bez opieki. Młodzi małżonkowie nie mogli marzyć o podróży poślubnej, w końcu trwała wojna, Wciąż jednak wizytowali ich sąsiedzi, składający gratulacje, także oni jeździli po okolicy z rewizytami. Parę dni spędzili u kuzynów w Schlobitten. Tak minęły dwa tygodnie. Kufry z wyprawą Marianny stały już przygotowane do drogi. Wreszcie przed świętami Bożego Narodzenia znaleźli się w Krokowej.
Święta, po gwarze i rozgardiaszu pałacu w Finkenstein wydały się Mariannie ciche i spokojne. Tylko najbliższa rodzina Reinholda - rodzice, ciotka i siostra Cecylia. Był też pastor Drwenski. Ale najważniejsze, że był też Heinrich, urlopowany po zakończeniu działań wojennych na Ukrainie. Kultywowali dawne rodzinne tradycje. Wieczór zaczynał się uroczystą mszą w pobliskim kościele. Potem wszyscy wraz ze służbą gromadzili się w ciemnym zamku pod drzwiami sali balowej, skąd dochodziły grane przez starego hrabiego na fortepianie dźwięki pięknej kolędy: Stille nacht, heilige nacht... Wszyscy śpiewali, a pałac stopniowo rozjarzał się światłem. Potem były życzenia i podarki dla służby, wizyta w stajni z sianem i cukrem dla koni, a wreszcie wspólnie zasiadano do wieczerzy. To wszystko tłumaczył jej Heinrich, bo Reinhold od wczoraj, kiedy to dostał zawiadomienie o powołaniu do Wehrmachtu, wydawał się nieobecny duchem. Także następnego dnia, kiedy to urządzili sobie świąteczną wyprawę do Sławutówka, gdzie trzeci z braci, Albrecht gospodarzył w majątku dziadków, von Below, Heinrich towarzyszył bratowej, opowiadając historie z dzieciństwa. Dzięki temu choć przez chwilę poczuła się jak w beztroskich latach w rodzinnym Finkenstein. Bo też, co tu ukrywać, pałac w Krokowej ją rozczarował. Może i miał przepiękne kaflowe piece, ładne sale na piętrze, łącznie z salą balową, ale do przepychu jej rodowej siedziby było mu daleko. Po wyjeździe Heiricha zrobiło się pusto i cicho. Rodzina Reinholda wiodła spokojne, skromne życie. Opowieści o wspaniałych polowaniach, popularności starego hrabiego Doringa, czy wizycie cesarza Wilhelma zdawały się bardziej legendą niż prawdą. Atmosfera na zamku też była dosyć dziwna. Teściowie przywitali Mariannę bardzo serdecznie, mąż był uprzedzająco grzeczny, widać, że wychowany wg. starej, tradycyjnej szkoły. Ale już z Cecylią nie umiała znaleźć wspólnego języka. Zawsze marzyła, żeby mieć siostrę, a tu trzy lata starszeństwa wystarczyły, by siostra Reinholda zadzierała do góry nosa. Była też chyba zazdrosna o brata, w którego patrzyła, jak w obraz.
A do tego jeszcze te rozmowy! Przy stole rozmawiano wyłącznie po niemiecku, zresztą stary hrabia nie znał innego języka. Ale Cecylia, kiedy chciała bratowej dokuczyć - a może i ukryć coś przed nią - potrafiła zagadać do Reinholda po polsku. A on sam rozmawiał z rządcą i sł€żbą w tej dziwnej, kaszubskiej gwarze!
Marianna stanęła jak wryta, kiedy to pierwszy raz usłyszała. A tłumaczenie męża, że większość to jego koledzy, z którymi razem chodził do zkoły, tym bardziej jej nie przekonała. Widziała atmosferę przygnębienia, niezrozumiałą dla narodu zwyciężców, widziała męża i teścia zamykających się w gabinecie na jakichś sekretnych rozmowach. Z finansami chyba nie mogło być źle? W końcu wniosła w posagu niemały majątek!
Ponure zimowe wieczory rozjaśniły dopiero przygotowania do lutowych urodzin Reinholda. Marianna co prawda na próżno wyczekiwała przyjazdu Heinricha - walczył gdzieś na wschodzie - ale i tak było bardzo miło. Przyjechali Keyserlingkowie, Albrecht, a nawet  Leo von Grass z Kłanina. Znów zrobiło się gwarno, a melancholijny zazwyczaj Reinhold rozochocił się i nadskakiwał jej tak, że i ona zrobiła się dla niego milsza, niż zwykle.
Tej nocy poczęła syna.





MIŁOSNY TRÓJKĄT 1

Była wczesna, grudniowa noc. Marianna stała w oknie Pokoju Oficerów na piętrze, pilnie wpatrując się w ciemność. Nie, wcale nie czekała na świętego Mikołaja, choć był 6 grudnia - była na to zbyt dorosła.
Jutro miał być jej wielki dzień, powinna wcześniej się położyć. Ale przecież nie zasnęłaby, gdyby nie przyjrzała się choć z daleka przyszłemu mężowi. Okna Pokoju Oficerów nadawały się do tego znacznie lepiej, niż Starej Biblioteki. Położone od frontu, ale trochę w skos od głównego wejścia - nic nie będzie jej zasłaniało. No i nikt nie pomyśli, by tu jej szukać!
Powinni wkrótce już tu być. Marianna uśmiechnęła się na myśl o tym, jakie wrażenie wywrze na gościach wielki hol i Pokój Chiński, do którego na pewno najpierw ich wprowadzą. Zawsze tak robią. Już od rana zjeżdżali weselnicy z
dalszych okolic i wszyscy, którzy byli tu po raz pierwszy, nie posiadali się z zachwytu. Nie na darmo pałac Finkenstein nazywano wschodniopruskim Wersalem...


I dlatego właśnie ona, Marianna, nie musiała szukać kandydata na męża. To ona była jedną z najlepszych partii i to o nią powinni zabiegać!
Na pewno by tak było, gdyby nie wojna - westchnęła mimo woli. Wcześniej była na tyle młodą dziewczyną, że nie było powodu do pośpiechu. Należało spokojnie rozeznać się w kandydatach, a bale, polowania i inne towarzyskie wizyty były świetną okazją do poznania się młodych. Czy zetknęła się wcześniej z obecnym narzeczonym? Mogło tak być, wszak oni wszyscy gdzieś tam nawzajem bywali. Ale widać nie wywarł na niej wrażenia, bo jej serce dotąd mocniej nie zabiło. A może się minęli, on przecież obracał się głównie  w kręgach Keyserlingków, von Below i von Borcke. Do jej rodziny do Prakwic przyjeżdżał na polowanie sam cesarz! Książę Alekander zu Dohna, kuzyn, mógł do swojego pałacu w Schlobitten, niewiele ustępującego temu w Finkenstein, zaprosić najznakomitszą śmietankę Niemiec, by miała w czym wybierać! Mogła pojechać do Berlina, Szwajcarii - gdzie tylko by chciała!
A tymczasem wybuchła wojna, młodzi hrabiowie włożyli oficerskie mundury i poszli na front. Wielu zdążyło już zginąć. Ci, którzy przetrwali, nie mieli czasu na bale i emablowanie dam. Przyjeżdżali do domu na krótkie urlopy i wracali walczyć. W tej sytuacji propozycja grafa Reinholda była darem losu. Zresztą tam, po drugiej stronie Wisły, rodzina von Krockow cieszyła się zasłużonym szacunkiem. No i mieszkali też w pałacu, a nie w jakimś małym dworku, jak choćby von Below. Co z tego, że był ambasadorem w Watykanie? Ona przywykła do pięknych wnętrz, przestrzeni, zadbanych ogrodów. To wszystko spodziewała się znaleźć w Krokowej. A przyszły mąż? Jego miała nadzieję zobaczyć za chwilę.
 Wiedziała tyle, że jest tylko kilka lat od niej starszy i mówią, że przystojny...
O, chyba właśnie jadą! Ujrzała zbliżające się od strony bramy samochody. Pokonały szeroki podjazd i wkrótce zaparkowały przed głównym wejściem.                                      
Kamerdyner i pokojówki natychmiast zajęli się wysiadającymi i ich bagażami. Rodzice czekali w drzwiach, by powitać przybyłych. Światła padające z otwartych drzwi, z rozjarzonych okien, dość dobrze oświetlały dziedziniec.


W grupie przyjezdnych było kilkoro młodych ludzi. Który z nich to ten? Wszyscy już weszli, tylko jeden, oficer Wehrmachtu, kręcił się jeszcze koło samochodów, wydając ostatnie polecenia służbie. Wtem podniósł głowę i wyraźnie dostrzegłszy ją w ciemnym oknie, zasalutował. Potem lekko, przeskakując po dwa stopnie, wbiegł na schody.
Serce jej zabiło. Wiedziała już, że będzie kochać swojego męża. Mogła spokojnie pójść spać.

                                                        cdn


Zdjęcia ze stron http://slobity.com.pl/index.php/inne/kamieniec-suski.html
                         http://www.kamienie-wilhelma.net.pl/
przedstawiają Kamieniec (Finkenstein) w okresie międzywojennym. Samochód jest tylko przykładem, czym mogli przyjechać grafowie von Krockow.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz