piątek, 11 stycznia 2013

Panie Owsiak, graj Pan!

              
 Świata, który opisałam w poprzednim poście, już nie ma.
Dawniej życie toczyło się powoli, niezmiennie przez pokolenia, stąd łatwiej było mieszkać razem we względnej zgodzie i zrozumieniu. Dziś czas tak bardzo przyspieszył, że młode pokolenie chciałoby żyć zupełnie inaczej. Nie wątpię, że najlepsze, co może ich spotkać na starcie, to samodzielne mieszkanie, w którym będą mogli wzajemnie się docierać i sprawdzać w życiu, bez "cennych" rad i pouczeń, bez wtrącania się starszych we wszystko. Ale to nie wyklucza wzajemnego wspierania się, gotowości do pomocy, pielęgnowania więzi rodzinnych.
Jak wiadomo, w życiu jednak bywa różnie. Pomijając wszelkie patologie, są przecież osoby bez rodziny, lub też mające tę rodzinę zbyt daleko. Co wtedy? Na kogo może liczyć starszy, schorowany człowiek?
Przeczytałam kiedyś opinię jakiegoś ultrakonserwatysty, że wszelkie "socjale" są błędem. Dopóki nie było kas chorych, rent, emerytur itp. każdy pracujący dostawał godziwą zapłatę, za którą sam mógł zadbać o siebie i swoich bliskich, w tym seniorów, którzy byli najlepiej "zaopiekowani" przy rodzinie. To oczywiście totalna bzdura, ale można by odwrócić sytuację i powiedzieć, że skoro państwo zdziera z każdego pracującego taki haracz - podobno na nasze potrzeby - to mamy prawo przyzwoitego zaspokojenia tych potrzeb się domagać.
W moim mieście pozornie jest różowo. Kwitnie Uniwersytet III Wieku, są różnego rodzaju kursy językowe czy komputerowe, zajęcia gimnastyczne dla seniorów, są różne mniejsze inicjatywy klubów osiedlowych. O tym, jak bardzo są potrzebne, świadczą kolejki w dniach zapisów i brak wolnych miejsc.
Są różnego rodzaju miejsca dziennego pobytu i aktywizacji dla osób z różnymi zaburzeniami pamięci i problemami w codziennym funkcjonowaniu. Są wreszcie Domy Opieki, zarówno dla zdrowych seniorów, jak i obłożnie chorych - i oczywiście tego wszystkiego jest ciągle za mało.
Dwa z tych domów znam dość dobrze z racji swojej pracy i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że są wzorcowe. Oba nowe, a co za tym idzie - czyste, wygodne, dobrze wyposażone. Personel fachowy i oddany. Oprócz codziennej opieki pielęgniarskiej seniorzy mogą liczyć na dodatkowe atrakcje - wycieczki, wieczorki taneczne itp. Są to domy prowadzone i finansowane przez miasto i trzeba przyznać, że wywiązuje się ono nieźle ze swych obowiązków. Wiem, że nie wszędzie jest tak dobrze, zwłaszcza tam, gdzie zysk jest na pierwszym planie.
Przykro to mówić, ale najsłabszym ogniwem w opiece nad seniorem jest służba zdrowia i jej wszechwładne procedury.Zbyt często wysłuchuję żalów starszych ludzi na kłopoty z dostaniem się do lekarza, na aroganckie i opryskliwe traktowanie. A przecież seniorzy często nie mają takiej siły przebicia jak młodzi. Zamówienie wizyty domowej graniczy z cudem, nawet do osoby obłożnie chorej, od wielu lat leżącej. Proszę chorego przywieźć - słyszy najczęściej rodzina, gdy nie ma bezpośredniego zagrożenia życia. A gdy takie zagrożenie się pojawi, z racji długotrwałego wcześniejszego dobijania się do przychodni, może usłyszeć - nie będę w ogóle rozmawiać z kimś, kto tak długo czekał! Podobny problem pojawił się we wspomnianych DPS-ach. Do niedawna bywał u nich lekarz z pobliskiego ośrodka, dziś muszą przywieźć pensjonariuszy do przychodni. Czy ktoś się nad tym zastanowił? Chyba będą ich wozić busem, bo przecież tam codziennie jest wiele osób wymagających kontaktu z lekarzem. Jestem zdania, że od pewnego wieku, czy może bardziej stopnia samodzielności, wizyty lekarza w domu powinny być standardem, niezależnie od stanu zdrowia.
Wspomniana wcześniej Aneta, kiedy zorientowała się, że z ojcem zaczyna się dziać coś złego, próbowała zarejestrować go w Poradni Zdrowia Pychicznego. Usłyszała, że chory powinien zwrócić się o pomoc sam. Tyle, że pan Jan nie ma świadomości swojej choroby, a z córką nie pójdzie, bo uważa ją za obcą osobę. Absurd rodzi absurd - Aneta w przychodni zarejestrowała siebie, by porozmawiać o swoich problemach z ojcem. Pomoc w końcu uzyskała, nawet dzięki specjalnemu programowi z Urzędu Miasta pani doktor mogła zdiagnozować pana Jana w domu. Ale gdyby nie jej upór, nawet by się o tej możliwości nie dowiedziała.
A jak bardzo potrzebują pomocy te rodziny, które zajmują się obłożnie chorymi, leżącymi w domu? Albo z demencją starczą, czy Alzheimerem? Kiedy problemem może być każde wyjście z domu, nawet do najbliższego sklepu, czy apteki? Kiedy osoba opiekująca się często sama jest starsza i chora - np. 70-letnia córka opiekuje się 90-letnią matką...
Panie Owsiak, graj Pan! Jeszcze nie zebrałeś pieniędzy, a już uświadomiłeś nam tak wiele!

1 komentarz:

  1. A otóż - jeszcze nie zebrał, a zwrócił uwagę na to co ważne i coraz bardziej problematyczne...

    OdpowiedzUsuń