czwartek, 25 października 2012

Ciekawość - pierwszy stopień do piekła

Od dawna już jestem w głębokim dole, żeby nie powiedzieć brutalniej - w czarnej d...zupie. Dlatego też nie tylko nie zajmuję się swoim blogiem, ale i nie zaglądam na wasze. Jednak wczoraj zaczęłam trochę nadrabiać zaległości, a post który znalazłam u Klarki - o realnych spotkaniach wirtualnych znajomych - przypomniał mi pewną historię sprzed lat.
Działo się to bardzo dawno temu - w ubiegłym wieku nawet. Będąc młodą dzieweczką bawiłam w gościnie u rodziny - w obcym kraju, ba! - na innej półkuli. W kraju, który słynął powszechnie z tego, że na młode dzieweczki (i nie tylko) czyha tam mnóstwo niebezpieczeństw. W kraju epoki późnego Gierka było spokojnie jak u Pana Boga za piecem, a tam dom można było bez strachu zostawić otwarty, ale za to wyjście samopas na ulicę groziło pobiciem, zgwałceniem, pokrojeniem na plasterki i kto wie czym jeszcze.
Kraj wielki, ja ciekawa świata, a tu rodzina całkiem już zasymilowana, wszelkie wojaże w celach turystyczno-poznawczych uważa za fanaberię. Co tu robić?
Zapisałam się na jedną wycieczkę dla Polonusów, coś tam zobaczyłam, ale wszystko mało! Cóż wymyśliło rezolutne dziewczę? W polonijnej prasie znalazłam ogłoszenie matrymonialne chłopaka w podobnym wieku. Z dużego, ciekawego miasta ok. 200km dalej. Umówiłam się telefonicznie, wsiadłam w autobus i pojechałam. Rodzinie nakłamałam, że ktoś z Polski prosił mnie o przekazanie jakichś dokumentów, że to znajomy. Przecież w życiu by mnie nie puścili, wiedząc, że jadę w nieznane!
Pojechałam, spotkaliśmy się, zjedliśmy razem obiad, oprowadził mnie po mieście. Oczywiście nie zamierzałam szukać męża, no chyba żeby nagle trafił mnie piorun. Ale nie zaiskrzyło. Wracałam do domu nocnym autobusem, potem z dworca taksówką. Nic złego się nie wydarzyło, choć zdaję sobie sprawę, że mogło. Przypominam, że nie były to czasy komórek, internetu i innych podobnych wynalazków.
Właściwie jedyną nieprzyjemną przygodę przeżyłam w tym nocnym autobusie, gdzie nagabywał mnie pijany Murzyn (sorry, Afroamerykanin?). Moja znajomość języka była zbyt słaba, żeby go skląć, a nie wiedziałam, jakie są standardy, czy mogę się zwrócić o pomoc do kierowcy, czy nie zrobi się niebezpieczny, kiedy na niego nakrzyczę. Bo tak naprawdę wcale nie był niebezpieczny, tylko namolny - choć dziś nazwalibyśmy to molestowaniem.
Właściwie jestem z natury dość nieufną i ostrożną osobą. A jednak zdarzają mi się czasem podobne wyskoki (choć może już nie aż tak ekstremalne). Zwykle wtedy, gdy bardzo chcę zobaczyć, co jest za kolejnym zakrętem, za tamtą górą, za tymi drzwiami... A że zawsze chcę? To cud, że nigdy dotąd nie spotkało mnie nic złego!
Mówi się, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz