piątek, 21 września 2012

Gdzie są dzieci?

                                         
Moja młodziutka znajoma, z racji praktyk studenckich, pracuje w przedszkolu. Osiedlowym, najbliższym domu.
- No to teraz będą cię znały wszystkie dzieciaki z okolicznych podwórek. Kiedy będziesz szła, będą wołały za tobą "Psze pani, psze pani!" - ucieszył się kolega.
- Nie będą. Teraz na podwórkach nie ma dzieci - oświadczyła nasza młoda znajoma.
No właśnie, nie ma. Za naszych młodych lat dzieciaki były wszędzie. Zwisały z trzepaków, skakały przez gumę, grały w klasy i berka. Były konflikty, ale były też wielkie przyjaźnie. A przede wszystkim nauka życia w grupie, ustępowania sobie nawzajem, rywalizacji, współpracy - jednym słowem socjalizacja. Dziś dzieciaki siedzą w domach przed telewizorami i komputerami i rośnie nam pokolenie singli, którzy przyjaciół nie mają, co najwyżej znajomych - bo i skąd. Mówi się, że dzisiejszy świat jest bardziej niebezpieczny, że nie można puścić dziecka samopas, bo za każdym rogiem czai się złoczyńca. Czy tak jest w istocie? Czy nie sprowadziliśmy już modelu życia do granic absurdu? Nie wolno pójść z dzieckiem do piaskownicy, czy na plażę, bo może tam załatwiały się jakieś zwierzęta i będą jakieś pasożyty. Nie można zjeść jagód z krzaczka, bo bąblowiec. Jeździć na rowerze i rolkach tylko w kasku i ochraniaczach. Nie mówię, że (to ostatnie zwłaszcza) to źle. Ale myśmy jakoś nagminnie z tych rowerów i trzepaków nie spadali. Bawiliśmy się nie tylko w piaskownicach, ale i po prostu w ziemi, zakładając "ogródki", gotując zupy dla lalek, zakopując skarby. I ani tężca nie łapaliśmy, ani pasożyty nie były aż tak znowu powszechne.
We wszystkim potrzebny jest umiar. W dbaniu o zdrowie i bezpieczeństwo także. I w trosce o tak zwane wykształcenie. Wyczytałam gdzieś, że najmodniejszymi zajęciami dodatkowymi dla dzieci stają się ostatnio język chiński i robotyka. Ambitni rodzice wożą biedne dzieciaki z jednych zajęć na drugie, nie pozostawiając im nawet odrobiny czasu dla siebie. Co z tego im zostanie? Jedna z młodych kobiet, ankietowanych przez gazetę przyznała, że chodząc na angielski jako dziecko nie bardzo się przykładała, nie mając świadomości (choć rodzice jej to tłumaczyli) że może kiedyś być to dla niej ważne. Dziś jej znajomość angielskiego jest niewielka.
Myśmy mieli swoje młodzieżowe domy kultury (i komu to przeszkadzało) i różne zajęcia pozalekcyjne w szkołach. Ale więcej chyba było zajęć sportowych, albo ogólnorozwojowych typu rytmika, chór, kółka plastyczne. Bardziej zdolni mieli ogniska muzyczne. Bardziej ambitni ten angielski właśnie, albo kółka przedmiotowe.
Przeczytałam to, co napisałam przed chwilą i się przestraszyłam. Zabrzmiało to zupełnie jak narzekania starej baby w stylu  "Za moich czasów, panie, było lepiej..."
Ale chciałabym, żeby dzieci wróciły na podwórka.

zdjęcie ze strony http://edula.pl/articles/show/115

2 komentarze:

  1. i jeszcze coś - nie zapraszają się nawzajem do domów. Moje dziecko miało z pięć takich domów, gdzie dostawało talerz zupy czy opatrunek na zbite kolano, po prostu szli całą bandą tam, gdzie było najbliżej. Do dziś są przyjaciółmi, a mają po 28 lat.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja przekręcę trochę - nie puszczę dziecka samopas, bo czai się nie złoczyńca, a sąsiad z telefonem, a za nim opieka społeczna i pójdę siedzieć za brak opieki, nadzoru, czy diabli wiedzą czego jeszcze... A dzieci trafią do sierocińca, o.
    Poważnie - strach zostawić dziecko na podwórku, strach pozwolić mu przejść przez ulicę do sklepu, strach puścić do kolegi lub na boisko kilkaset metrów dalej, nie mówiąc o zostawieniu w samochodzie przed marketem, gdy dziecko śpi - teraz trzeba je wybudzić i rozwrzeszczane targać ze sobą, po czym znosić pełne potępienia spojrzenia klientów i obsługi, że dziecko marudne...

    A poważnie - ja też bym chciała by wróciły na podwórka. Tylko faktycznie - kiedyś te podwórka były jakieś większe, były drzewa do wspinania, były trzepaki, a teraz wszystko zastawione autami albo choć wybetonowane...Wcale nie łatwo znaleźć miejsce do pogrania w piłkę, by nie rozbić komuś szyby w oknie tak mieszkania, jak samochodu. A niby też mieszkam na wsi. O graniu w zbijaka na drodze nawet nie ma co marzyć :)

    OdpowiedzUsuń