środa, 30 maja 2012

Czy to jest przyjaźń, czy to już....komuna?

                                                                                       
Zawsze uważałam, że nie mam przyjaciół, a jedynie bardzo dobrych znajomych. A to dlatego, że określenie "przyjażń" rezerwowałam dla więzi szczególnej, takiej, co to sprawdziła się w niejednej podbramkowej sytuacji. Ale ostatni weekendowy pobyt u rodziny nad jeziorem uświadomił mi, że może nie do końca mam rację. Ponieważ zapraszani jesteśmy tam usilnie, czasami przyjmujemy zaproszenie, żeby gospodarzom nie robić przykrości. Ale czujemy się tam obco. Pogadać nie ma o czym, bo co temat, to tabu, zaraz obraza, bo gospodyni ma monopol na jedyną słuszną prawdę. Odosobnić się, żeby poczytać albo podrzemać na słońcu nie wypada, skoro przyjechało się w gości. Ba, nawet samotny spacer traktowany jest podejrzliwie - a nuż się obraziła? Próby pomocy w zajęciach gospodarskich typu zmywanie, czy podlewanie przerywane są kategorycznym - zostaw, ja to zrobię! Ot, przysłowiowe piąte koło u wozu.
Na przeciwległym biegunie jest takie miejsce, domek znajomych na skraju Borów Tucholskich, do którego jeżdżę już od 24 lat. Kiedy dzieci były małe, spędzaliśmy tam razem niejeden urlop. Potem bywaliśmy rzadziej, a teraz, kiedy dorosłe dzieci chodzą już własnymi ścieżkami, zdarza się, że jeździmy tam co weekend. Gospodarze, my i jeszcze jedno znajome małżeństwo. Cała szóstka chodzi razem na długie spacery do lasu, jesienią na grzyby, latem do jeziora. Bywa, że na wielkiej werandzie każdy zasiada z książką, czy gazetą i jakiś czas panuje cisza, przerywana tylko szelestem kartek. Bywa, że zażarte dyskusje przeradzają się wręcz w kłótnie, ale nikt się z tego powodu nie dąsa, a tematów tabu nie ma. Każdy przywozi co ma do jedzenia i razem przygotowujemy z tego posiłki, albo grilujemy. Nikt się nie spina, kto chce, idzie się zdrzemnąć, kto ma ochotę, robi kawę dla wszystkich, albo łapie nożyce i tnie żywopłot...
Utopia? Nierealne? A jednak...
Więc może to właśnie jest przyjaźń, ta zdolność do tak zgodnego, tyloletniego "pożycia"?
Źródło zdjęcia: subkulturyodposzewki.blogspot.com

2 komentarze:

  1. Mówią że jeżeli potrafisz wytrzymać z kimś przez pół godziny sam na sam, nie rozmawiając i nie czujecie z tego powodu dyskomfortu to znaczy że jesteście przyjaciółmi.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też niby nie mam przyjaciół, ale wspólnie z grupą "znajomych" jeździmy raz do roku na długo-weekendowe wypady, gdzie wspólny pobyt wygląda dokładnie tak jak w drugiej części wpisu. Wszyscy razem, ale też każdy ma prawo do prywatności. Może to właśnie jest przyjaźń?

    OdpowiedzUsuń