Obiecałam sobie, że nie napiszę ani słowa o śmierci małej Madzi, bo, po pierwsze, wszyscy inni (zwłaszcza media, ale nie tylko) robią tyle szumu, że więcej już nie trzeba. Po drugie, nie ma sensu roztrząsać sprawy, w której jest jeszcze tyle niewiadomych, a przede wszystkim nie należy zawczasu ferować wyroków. Ja sama swoje zdanie mam, na temat pana Rutkowskiego także, ale właśnie dlatego że mam je, takie klarowne, tym bardziej uważam, że nie powinnam o tym pisać teraz.
Ale wczoraj zbulwersowało mnie coś, o czym muszę napisać. Oglądałam program Tomasza Lisa, w którym na temat ostatnich wydarzeń dyskutowały cztery zaproszone panie: Joanna Koroniewska, Katarzyna Cichopek, psycholog Hanna Samson i pani, przedstawiona jako psycholog sądowy (nazwiska sobie nie zapisałam). Właśnie ta ostatnia pani zademonstrowała zdumiewający po prostu brak profesjonalizmu. Najpierw było całe przedstawienie (dość kiepskie aktorsko) pod tytułem: Ach, wzruszyłam się tak (losem tych biednych, niewinnych, mordowanych istotek), że mowę mi odjęło, głosu nie mogę wydobyć, ale jeszcze chwilę, zaraz się pozbieram, bo muszę coś powiedzieć, jeśli teraz nie powiem, to już nigdy...Po czym brak głosu został zastąpiony płaczem. Cóż, może się nie znam, może się czepiam, ale zawsze sądziłam, że dobrego (nie - chyba każdego) psychologa cechuje między innymi umiejętność chłodnego i trzeźwego podejścia do każdej sprawy, oddzielenia emocji pojawiających się w trudnych sytuacjach, aby nie wpływały na osąd... Tak zresztą zachowywały się obecne w studio pani psycholog Samson i O.M.C psycholog Cichopek. Profesjonalnie.
Później było chyba jeszcze gorzej. Pani odzyskała głos po to, by zasugerować, że ona wie, że nie był to wypadek, że w tej całej sprawie jest drugie, a może nawet trzecie dno. Pozostałe interlokutorki próbowały przywołać ją delikatnie do porządku napomnieniem, że nie znamy przecież jeszcze wyników sekcji, czy innych ustaleń policji, że póki co czyn jest zakwalifikowany jako nieszczęśliwy wypadek i tylko w takich kategoriach można o nim rozmawiać. Pani psycholog, nie zrażona, oświadczyła, że uczestnicząc w tylu kryminalnych sprawach, jest się szkolonym i siłą rzeczy nastawionym "jak pies gończy" do tropienia wszelkich patologii i dostrzegania ich tam, gdzie inni nie widzą. A więc ona już wie i wyrok już wydała, nie oglądając się na fakty. Dodam, że pani ta nie miała kontaktu z kimkolwiek z rodziny Madzi, ani wglądu w materiały śledztwa, wie tyle, ile my wszyscy, czyli z mediów. Nie czytałam dotąd wywiadu z którymkolwiek z psychologów, w którym odważyłby się ferować jakiekolwiek sądy bez bezpośredniej rozmowy (niejednej) z osobą, o której się wypowiada.
Zastanawiam się, jak ktoś taki może pracować w sądzie? Gdzieś, gdzie najbardziej potrzebny jest obiektywizm i bezstronność? Zwracamy się wszak do sądu w różnych sprawach. Sędzia nie jest - nie może być - fachowcem w dziedzinie budownictwa, medycyny i wielu innych. Powołuje biegłych, właśnie po to, by naświetlili mu wszystkie aspekty sprawy. A co, jeśli mamy takich biegłych? Choćby tylko kilku?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz