czwartek, 8 grudnia 2011

Granice wolności

Ojciec Tomka ma 80 lat i wciąż jeździ samochodem; miał nawet wielką ochotę kupić sobie nowy. Jeździ rzadko, a jak się wychodzi z wprawy, to jeździ się coraz gorzej. Widzi ciągle dobrze, nie ma kłopotów ze wzrokiem, ale widzenie, to nie to samo, co spostrzeganie. Bywa, że zauważa nadjeżdżający samochód zbyt późno. Do tego dochodzi wolniejszy niż kiedyś refleks i zagrożenie na drodze staje się faktem.
Tomek bardzo by chciał zabrać ojcu samochód - nie to, żeby go potrzebował, ma swój, ale martwi się o jego bezpieczeństwo.
- Daj ty spokój dziadkowi - mityguje go żona. Kto wie, jak długo jeszcze pożyje, nie broń mu tej odrobiny przyjemności. Gdyby nawet rozbił się na jakimś drzewie, może byłaby to lepsza śmierć?
- A gdyby przy okazji zabił jeszcze kilka osób, to też byłoby w porządku? - denerwuje się Tomek.

Bożena zawsze lubiła towarzystwo. Cieszyły ją względy mężczyzn, uwielbiała przeglądać się w ich oczach, być w centrum uwagi. Nic takiego, trochę zabawy, żeby życie nie było takie szare. No i alkohol - musi być przecież przy dobrej zabawie. Z czasem tego alkoholu było coraz więcej, już nie dało się przeżyć dnia bez niego. No ale nie krzywdziła przecież nikogo. Nie krzyczała na dzieci, tym bardziej nie biła ich - kochała je bardzo. Były zadbane, choć po części zawdzięczały to sobie samym. Już od małego umiały ugotować obiad, zrobić sobie śniadanie. Same wstawały do szkoły, bo mama odsypiała, albo jej nie było. Ale przecież nie działa im się żadna krzywda, a były za to bardziej samodzielne. W końcu ciągi Bożeny wymknęły się spod kontroli, straciła pracę, bywało, że nieprzytomną odwoziło pogotowie. Nie chciała jednak się leczyć, a skoro nie stanowiła zagrożenia dla otoczenia, nie można było jej skierować na leczenie przymusowe. Dzieci także nie chciały się zgodzić na taki wniosek do sądu, też przecież kochały mamę. I tak wśród wzajemnej miłości Bożena w końcu zapiła się na śmierć...

Przykłady można by mnożyć. Jest jeszcze sprawa naszej gwiazdy, pani Violetty. Psychicznie chora, nie godząca się na leczenie. Sąd nie zgodził się na leczenie przymusowe, bo nie stwarzała zagrożenia. A zagrożenie dla samej siebie? Odrzucała pomoc tych, którzy pomóc jej chcieli, otaczała się tymi, którzy może nie do końca byli w porządku. Żyła wśród zwierząt, którymi nie dawała rady się zaopiekować. A może była z tym szczęśliwa?

Jak daleko przebiegają granice w wyznaczaniu ścieżek własnego życia?  Czy dopóki nie szkodzimy innym, możemy żyć jak chcemy? Czy opiekując się kimś, możemy decydować o jego życiu, o tym, co dla niego dobre, a co złe? Czy odmienność musi być gorsza? Czy można kogoś ubezwłasnowolnić po to tylko, żeby go ratować, czy pozwolić każdemu żyć tak jak chce i umrzeć jak chce?

6 komentarzy:

  1. Ojciec Tomka może spowodować wypadek, w którym nie tylko on ucierpi, Bożena dawała dzieciom zły przykład. Oni myśleli,że nie są dla nikogo zagrożeniem a niestety, byli. Zabrakło kogoś bardziej zdecydowanego, by im to uświadomił. O pani Villas się nie wypowiem, bo stanowi dla mnie całkowicie niezrozumiałą zagadkę, ekscentryczność zawsze jest powodem do niepokoju. A cóż to byłby za świat bez artystów..

    OdpowiedzUsuń
  2. Klarko, sprawa Bożeny ma szerszy wymiar, to nie tylko kwestia złego przykładu. Najmłodszy syn, bardzo z matką związany emocjonalnie, nie zdał matury, zmieniał wielokrotnie szkoły i do dziś nie ma pomysłu na życie. Córka z kolei rozstała się z wieloletnim partnerem, została sama ze wspólnie wziętym na mieszkanie kredytem. Są typowymi DDA. I co gorsza mogą być nimi przez całe życie.
    Z kolei pani Violetta to typowy przykład osoby chorej psychicznie, która nie zagraża otoczeniu, a więc nie można jej leczyć na siłę. Tyle, że takie osoby często nie zdają sobie sprawy ze swojego stanu. Przestają brać leki, nie jedzą - szkodzą przede wszytkim sobie. Czy należy im na to pozwalać w imię prawa do wolności osobistej?
    W ogóle poruszone wątki to zaledwie wierzchołek góry lodowej!

    OdpowiedzUsuń
  3. @Klarka
    Czy to znaczy, że należy im odebrać administracyjnie prawo jazdy, dzieci, ... ?

    OdpowiedzUsuń
  4. Walkę o leczenie, nawet to przymusowe, chorych psychicznie znam można by rzec z autopsji. Bój przegrany bo osoba nie zagraża otoczeniu. Pozostał ból, żal i świadomość własnej niemocy. Z drugiej strony opinie otoczenia które bez znajomości faktów feruje wyroki. Z doświadczenia własnego jestem bardzo ostrożny w ocenie sytuacji w Lewinie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Oczywiście administracyjnie nic nie można, bo to stwarza pole do nadużyć, a z drugiej strony jest tak, jak pisze Antoni - pozostaje poczucie bezsilności, gorycz porażki...

    OdpowiedzUsuń
  6. Z drugiej strony jeśli jest potencjalne zagrożenie dla innych, to nie można patrzeć bezczynnie. Gdybym był na miejscu Tomka i widziałbym, że rzeczywiście ojciec stanowi ISTOTNE zagrożenie bezpieczeństwa innych lub swojego i jeśli perswazja by nie pomogła, to ukradłbym mu samochód.
    Niestety, nasze życie jest obecnie strasznie sformalizowane, ograniczone nieżyciowymi przepisami prawnymi, a właściwie bardziej nieżyciową ich interpretacją przez sądy. Potrzeba, aby ludzie wzięli los w swoje ręce. Również los najbliższych.
    Czytałem niedawno czyjeś spostrzeżenie, że widząc np. wracające drogą ze szkoły, czy skądkolwiek dziecko w deszczu i szarudze aż strach się zatrzymać, aby je podwieźć do domu i nie być posądzonym o pedofilię.
    Żyjemy w czasach, kiedy ludzie boją się podejmować odważne decyzje we własnej rodzinie.

    OdpowiedzUsuń