
Choć za pierwszą feministkę w historii uznaje się Francuzkę Christine de Pisan żyjącą w XIV w, to pewnie mało kto wie, że nasza rodzima emancypantka Luiza von Krockow ogłosiła swoje teorie w tym samym okresie, w którym powstał oficjalny manifest feministyczny - Deklaracja Praw Kobiety i Obywatelki Olimpii de Gouges. Ciekawe, czy się na niej wzorowała?
W przeciwieństwie do swojej poprzedniczki nie tylko nie zginęła na szafocie, ale otworzyła instytut kształcenia panien w Wejherowie, gdzie swoje zasady wcielała w życie. W opublikowanym drukiem traktacie „O wychowaniu panien różnych stanów" tak pisała:
Słabość wynikająca z budowy naszego ciała, musi zostać zrównoważona wielkimi czynami, naznaczonymi piętnem sukcesów. Mimo, iż nazywają nas słabą płcią możemy je osiągnąć wielkością serca, poprzez bezinteresowność i miłość do bliskich.
Jakie prawo i jaka ustawa zabrania nam być przykładem dla świata, tak, aby nasi wnukowie patrzyli na nas z wielkim podziwem i z radością przypominali nasze imiona.
Kto zabroni nam, kobietom demonstrować miłość do ojczyzny i do naszych braci. Mamy takie same prawa, jak mężczyźni. Egzekwowanie tych praw zależy tylko od naszej wewnętrznej siły i woli.
Dlaczego samych tylko mężczyzn wspominają historie wielkich rodów. Czy tylko dlatego, że brali udział w wojnach, stając się w ten sposób potomkami Prus. Czemuż to historia milczy o kobietach.
Dlaczego musimy spuszczać wzrok, dlaczego mamy się czerwienić, czy to nie upokarzające?
Dlaczego planuje się wykształcenie tylko chłopców, dziewczętom planując jedynie małżeństwa?
Dlaczego tak jest? Otóż daję wam radę – macie takie same prawa, jak wasi ojcowie i bracia.
Robię wam tę przysługę, bo jestem o tym głęboko przekonana.
Ale to było prawie u schyłku życia, w roku 1795.
A na razie 19-letnia Luiza jest niebywale piękna i bez pamięci zakochana w swoim małżonku. Mąż choć dobre kilkanaście lat starszy, na pewno świetnie prezentuje się w mundurze huzarów. Przy tym pewnie serce ma złote i gotów prześlicznej małżonce nieba przychylić, nic więc dziwnego, że kochają się niezwyczajnie, jak na owe czasy. A i sama Luiza nie tylko urodą musiała oczarować małżonka. Może także oczytaniem, imponującym jak na ówczesną kobietę, zaradnością, inteligencją? Dość, że Heinrich Joachim doceniając talenty żony szybko zezwolił jej na samodzielne podejmowanie decyzji. Kiedy więc w 1782r dobra krokowskie wystawiono na przymusową licytację, właśnie Luiza postanowiła do niej przystąpić. Nie mogła pozwolić, by majątek krewniaków wpadł w ręce Caspara Ludwika von Below, landrata Tczewa, który też miał na niego chrapkę. Nie miała wyboru, przelicytowała go sumą 40650 talarów. Odtąd linia von Krokow z Pieszcza przenosi się do Krokowej. Luiza przebudowuje pałac, choć wcześniej zabiera się za ogrody. Rok 1771 to data założenia przez Izabelę Czartoryską słynnej wioski - ogrodu na Powązkach, w stylu Rouseau. Trochę ponad 10 lat później, na północy, Luiza projektuje wspaniałe ogrody romantyczne w stylu włoskim. Ma na to środki, bowiem mąż, często przebywający z wojskiem na manewrach, powierzył jej zarządzanie majątkiem - łącznie z prawem sprzedaży zboża w gdańskim porcie. Były to tzw. "prawa męskie", musiały zatem zostać potwierdzone przez samego króla Fryderyka II Wielkiego. Luiza była chyba jedyną kobietą, posiadającą taki oficjalny dokument.
Tak więc ogrody wzbogacają się o liczne wodospady, jaskinie, urokliwe alejki pełne statuetek i posągów. Były nawet urny z prochami przodków rodziny i grobowiec poświęcony zmarłej przyjaciółce. Był most na łańcuchach i tarasy widokowe. Ogród rozrasta się aż po Sowi Jar, obejmując okoliczne lasy i wzgórza, skąd zobaczyć można było morze. Pozostałości wspaniałego założenia parkowego Luizy przetrwały do dziś i być może jej duch przechadza się tam nocami, wspominając szczęśliwe chwile, wypełnione radosnymi głosami dzieci.
Ta gromadka dzieci, owoc gorącej i bynajmniej nie platonicznej miłości małżonków, potrzebowały nauczyciela. Luiza, uważając się za wielką przyjaciółkę Immanuela Kanta, śle do niego listy z prośbą o przyjazd. Ale słynny filozof nie jest już młody i nie ma ochoty ruszać się z niedalekiego Królewca. Ostatecznie do Krokowej przyjeżdża młody filozof Johann Gottlieb Fichte. Staje się nie tylko guwernerem młodszych synów grafini. Uczestniczy także w intelektualnym i kulturalnym życiu, o które tak bardzo dba Luiza. Dysputy filozoficzne, a przede wszystkim teatr, są jej pasją. W parkowym amfiteatrze wystawiane są sztuki - niektóre nawet jej pióra -z udziałem znanej wówczas aktorki, Marii Mnioch, a także domowników - przyjaciół, rodziny, dzieci.
Zwłaszcza najmłodszy Albert czuje żyłkę aktorską także w dorosłym życiu - jako dziedzic Krokowej nie bardzo zajmuje się zarządzaniem. Całymi dniami, a także nocami, gna na swym czarnym rumaku, w otoczeniu ulubionych ogarów, po okolicznych polach, zyskując szybko przydomek Szalonego Hrabiego. Często przystaje na Pańskim Wzgórzu, jedynym, z którego widać morze. Na tym też wzgórzu został pochowany po śmierci razem z ukochanym koniem i psami, tak jak sobie życzył.
Ale zanim stary graf Heinrich Joachim uczynił Alberta dziedzicem Krokowej, starszym synom przeznaczając inne majątki, jeszcze raz potwierdził swoją wielką miłość do żony. Czując zbliżający się koniec, sporządził dokument, na mocy którego Luiza miała samodzielnie zarządzać częścią majątku po jego śmierci. To także nie było zwykłe, jak na owe czasy, gdy wdowa dożywała swoich dni przy dzieciach, a jeśli były nieletnie, pieczę nad majątkiem trzymał zwykle opiekun z kręgu rodziny - wuj, szwagier, brat...
Ale Luiza nie potrzebowała opiekuna...
Zdjęcie ze strony http://www.rotmanka.com/zamki/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz