Linię ostatnich właścicieli Krokowej zapoczątkował Doring Reinhold, praprawnuk Luizy, który odziedziczył majątek, mając cztery lata. Na pytanie, czy był Niemcem, czy Polakiem, odpowiedziałabym po prostu - był tutejszy. Doskonale dogadywał się z Kaszubami, pomagał im, był przez nich lubiany i szanowany. Choć nigdy nie nauczył się polskiego i jako poddany króla pruskiego Wilhelma II walczył w I wojnie światowej (odznaczony krzyżem żelaznym I klasy), jednak po traktacie wersalskim, nie wyjechał do republiki Weimarskiej, gdzie mógł otrzymać odszkodowanie za pozostawiony majątek.
"Żaden rząd nie jest w stanie wypłacić nam tyle, ile jest warta nasza historia" - oświadczył, pamiętając prawie 700 lat obecności rodziny na tych terenach i służbę swych przodków zarówno na dworach niemieckich, jak i u Jagiellonów i Wazów. Przyjął też ostatecznie obywatelstwo polskie.
W przeciwieństwie do ojca, synowie Doringa doskonale mówili po polsku. To zasługa nie tylko polskiej szkoły powszechnej w Krokowej, ale także matki. Hedda von Below, córka właściciela okolicznych dóbr, ale jednocześnie ambasadora Niemiec w Portugalii i Watykanie, była obytą w wielkim świecie ale i wychowaną w duchu tolerancji. Sam ambasador, który także pozostał w rodzinnym Sławutówku, bywał stawiany za wzór lojalności w stosunku do młodego państwa polskiego. Takie wartości przyswajały sobie dzieci Doringa od urodzenia.
Trzej najstarsi synowie - Reinhold, Heinrich i Albrecht po ukończeniu gimnazjum zostali wysłani na studia do Heidelbergu. Po trzech semestrach Reinhold powrócił, by przejąć majątek w Krokowej, Albrecht miał zarządzać dobrami dziadków w Sławutówku i Rzucewie, a Heinrich postanowił rozpocząć karierę urzędniczą w Niemczech.
Reinhold okazał się nie tylko dobrym gospodarzem, ale i dobrym sąsiadem. Przychodził z pomocą nie tylko miejscowym Kaszubom, z których część była zapewne towarzyszami dziecięcych zabaw, ale także osiedlonym tu po parcelacji majątków góralom. Czując się coraz bardziej związany z tą, polską obecnie ziemią, wstąpił do Pomorskiej Brygady Kawalerii w Chełmnie. Tymczasem nieuchronnie nadciągała wojna. Nic więc dziwnego, że Reinhold otrzymał kartę mobilizacyjną. Do wojska powołany został także Heinrich - oczywiście niemieckiego, jako że przebywał w Niemczech. Stąd opowieści, że brat walczył przeciwko bratu. Tak się raczej nie stało, choć prawdopodobnie jednostka Heinricha walczyła niedaleko miejsca, gdzie w obozie jenieckim znalazł się Reinhold. Ten ostatni, by wydostać się z niewoli, przyznaje się do niemieckiego pochodzenia. By je udowodnić, przedstawia bliznę na twarzy po cięciu szablą - modny wśród ówczesnej niemieckiej młodzieży znak pojedynkowania się. Co nim kierowało - pragmatyzm, konformizm? A może przemożna chęć powrotu do swojego miejsca na ziemi - jedynego niezależnie od okoliczności?
Po powrocie Reinhold zarządza majątkiem, bacznie obserwowany przez niemieckie władze, które nie do końca mu dowierzają, tak jak wcześniej, przed wojną - polskie. Wstępuje także do Wehrmachtu i od tej pory w szafie wiszą dwa mundury - niemiecki i polski, które pokojówka sprzątając skrupulatnie rozsuwa, żeby się nie stykały.
Czy dlatego Reinhold decyduje się na małżeństwo z Marianną von Finkenstein - żeby uwiarygodnić swoją niemieckość? Wybranka była córką burgrabiego zu Dohna - Schlobitten, znakomitego wschodniopruskiego rodu, szczycącego się goszczeniem wracającego spod Moskwy Napoleona, ale przede wszystkim tym, że z rodu tego wywodzili się przez długie lata nauczyciele Wilhelmów. Małżeństwo zgodnie dochowało się dwójki dzieci, ale czy była w nim miłość? A jeśli tak, czy obustronna? Dziś nie dowiemy się już, jaki był początek tego małżeństwa, ale później to im włąśnie przydarzyła się historia opisana wcześniej przez Żeromskiego w osiemnastym opowiadaniu Wiatru od morza - dwóch braci pokochało jedną kobietę. A ona, Marianna, uczuciem obdarzyła nie męża, lecz Heinricha. Podobno było to uczucie skryte, ale skoro dziś potwierdza to i dawna służba i rodzina, musiał wiedzieć o tym i Reinhold. Czy powiedziała mu o tym sama, czy tylko się domyślał? Co spowodowało, że zwróciła uwagę na brata swego męża? Obaj byli jednakowo przystojni, więc czy mogła to być miłość od pierwszego wejrzenia? A może pogardzała mężem z powodu jego propolskich sympatii, a Heinrich wydawał jej się bardziej męski i bardziej "niemiecki"? I czy na pewno była to miłość czysto platoniczna?
Kiedy Marianna jest po raz drugi w ciąży, Reinhold decyduje się wyjechać na front, w zamian za powołanego do wojska zarządcę swych dóbr, Kaszubę Orła. Czy tylko dlatego, by ratować cenionego pracownika, a być może i przyjaciela, ojca piątki dzieci? Mógł przypuszczać, że jako oficer ma większe szanse przeżycia na wojnie, niż zwykły żołnierz. A może nie wyobrażał już sobie dalszego życia w tym miłosnym trójkącie? Może, co gorsza, Marianna nie z nim była w ciąży, a on o tym wiedział?
Tak więc wyjechał, by już nigdy nie wrócić. Kiedy zginął gdzieś nad zatoką Fińską, owdowiałą Marianną z dwójką dzieci zaopiekował się Heinrich. Ale nie na długo - parę miesięcy później i on zginął w walkach na Litwie. Także najmłodszego brata, Ulricha, dopadła wojenna śmierć - gdzieś na stokach Monte Cassino. Wszyscy polegli w niemieckich mundurach. Wojnę przeżył tylko trzeci z braci - Albrecht, który nigdy nie służył w wojsku...
c.d.n
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz