sobota, 31 grudnia 2011

Planowanie, czy przeznaczenie?

Były wczesne lata 80-te, kiedy Irena skończyła studia. Jeszcze nie zdążyła odebrać dyplomu, kiedy już zaczynała pierwszą pracę. To dzięki poleceniu przez znajomego, bo wtedy także, jak dzisiaj (choć praca wtedy była przywilejem każdego obywatela) pracę zdobywało się po znajomości. I choć nie była ona zgodna ze specjalizacją, którą zdobyła Irenka, nie zastanawiała się długo nad jej podjęciem i tak zostało już do dziś.
Wraz z podjęciem pracy skończyły się studenckie balangi. Zresztą przyjaciele też już kończyli studia i nagle wokół z paczki znajomych wyłoniły się pary. Irenka była "niesparowana". Studia typowo "babskie", praca też; w gronie zapalonych turystów, wśród których się obracała, osobniki męskie albo przedstawiały sobą model wiecznego obieżyświata, z którego kobieta pożytku mieć nie będzie, albo były już zdobyte przez bardziej przedsiębiorcze koleżanki. Irenie dotąd to nie przeszkadzało, aż nagle poczuła się "piątym kołem u wozu" pośród tych par. Należało coś z tym zrobić. Przebiegła w myślach wszystkie możliwe kandydatury. Był taki ktoś, kolega ze szkoły jeszcze, zawsze o nią zabiegał, ale ona mając wtedy inne pomysły na życie, zbywała go.Potem zniknął, nikt go nie widział od paru lat. A może widział? - przepytała wspólnych znajomych. Ciekawe, co u niego słychać, jak mu się układa? Nikt nic nie wiedział, nikt nie miał z nim kontaktu. I nagle dosłownie parę dni później kolega przechodzi przypadkiem koło pracy Ireny, zaprasza na kawę... Niedługo będą obchodzić 30-tą rocznicę ślubu. Czy to rzeczywiście był przypadek? Irena uważa, że nie.
W jej życiu takich przypadków było jeszcze kilka. A właściwie sytuacji, w których spełniało się to, o czym wcześniej intensywnie myślała.
Jakiś czas temu była z córkami w Paryżu. Powiedziano im w pewnym kościele, że zapalenie tu świeczki gwarantuje spełnienie jakiejś gorącej prośby. Irena dała córkom drobne na świece, ale swojej nie zapaliła. Ona wie, że jest jakiś plan, gdzieś zapisana ścieżka, którą idziemy i nie ma czego planować. Przeciwnie, to, o co tak gorąco chcemy prosić, jeśli się spełni, może okazać się dla nas niedobre. Lepiej więc zdać się na Los, Opatrzność, Fatum - jakkolwiek by tego nie nazwać.
Ja także, podobnie jak Irenka, nie robię postanowień noworocznych. Czuję, że moje życie toczy się jakimś z góry założonym planem. I chociaż go nie znam, akceptuję, bo jak dotąd nie toczy się źle. Czy byłoby lepsze, gdybym próbowała być kowalem własnego losu?

Z okazji nadchodzącego Nowego Roku, życzę wszystkim tym, którzy planują - spełnienia wszystkich planów, a tym, którzy zdają się na los - aby był dla nich łaskawy. A w jutrzejszą noc - odrobinę szaleństwa i dobrej zabawy, choćby i w domu



zdjęcie ze strony tapetowo.eu

1 komentarz:

  1. Przypadek? Tak ludzie zwykli nazywać przeznaczenie.
    Wszystkiego dobrego w Nowym Roku:)
    Nivejka (niezalogowana;)

    OdpowiedzUsuń